WK Dzik. Czterech kolegów z osiedla zaczęło biznes w piwnicy, dziś zarabiają miliony - Forbes Polska - Forbes.pl


Four friends from Warsaw started a business in their basement, turning their passion for fitness and YouTube into a multi-million-dollar company selling energy drinks and apparel.
AI Summary available — skim the key points instantly. Show AI Generated Summary
Show AI Generated Summary

Przez pierwszych kilka lat w ogóle nie wyciągali pieniędzy z firmy, a do 2019 roku wypłacali sobie po 2 tys. zł miesięcznie, tyle żeby starczyło na odżywki i suplementy do kulturystyki.

– Pochodzimy z Warszawy, mieszkaliśmy u rodziców – to duży przywilej. Dlatego mogliśmy sobie pozwolić, by latami zarabiać mniej od naszych pracowników – dodaje.

W ubiegłym roku przychody brutto WK sp. z o.o. zwiększyły się o 50 proc., przekraczając sumę 205 mln zł.

W specjalnym youtube’owym wideo podsumowującym te wyniki czwórka właścicieli tłumaczyła widzom, dlaczego wzrost jest taki... mizerny. Przez poprzednie trzy lata spółka rosła bowiem w tempie przekraczającym 100 proc. rocznie. W 2023 r. wypracowała 13,5 mln zł zysku brutto, a w rozmowie z „Forbesem” właściciele przyznają, że w 2024 r. rentowność biznesu również zbliżyła się do 10 proc. Jeszcze większy podziw budzi to, że firmę rozwinęli samodzielnie – bez inwestora, bez kredytu, a nawet bez wkładu własnych oszczędności.

– Można powiedzieć, że stworzyliśmy prawdziwy „błękitny start-up”. Zaczęliśmy od zupełnego zera, nic nie inwestując w start projektu. Za pierwsze przychody z reklam Google kupiliśmy aparat Canona, którym nagrywaliśmy lepsze wideo, co podniosło wpływy z wyświetleń. Te pieniądze zainwestowaliśmy w produkcję koszulek i znów zyski ze sprzedaży włożyliśmy w firmę. I tak dalej kula śnieżna powoli się toczyła, a dziś już bardzo szybko się rozpędza – mówi Michał Sakowski, współwłaściciel i członek zarządu WK.

Czytaj też: „Trwało rok, zanim zobaczyłam owoce swojej pracy”. Dziś Dominika Żak dzięki Instagramowi zarabia duże pieniądze

Początki Warszawskiego Koksa. Amatorska siłownia w piwnicy

Na początku zresztą wcale nie chodziło o pieniądze, tylko o wspólną pasję. Historie sukcesu na amerykańskich przedmieściach zaczynają się zwykle w przydomowym garażu, gdzie przyszli miliarderzy mogli stawiać pierwsze kroki w biznesie.

Co jednak miała począć paczka przyjaciół, która zamiast w Cupertino czy Lakeside dorastała na osiedlu z wielkiej płyty na warszawskiej Woli? Paweł Sikora, Robert Orzechowski, Michał Owczarzak i Michał Sakowski – a właściwie „Ponczek”, „Robur”, „Owca” i „Saker” – swoją drogę przedsiębiorców zaczęli w piwnicy bloku, gdzie w 2007 r. własnym sumptem założyli amatorską siłownię.

– Jakoś udało nam się zdobyć od gospodarza klucze do pomieszczenia dawnej suszarni. Pozdejmowaliśmy wszystkie sznurki i zaczęliśmy trenować. Później przenieśliśmy się do profesjonalnej siłowni i zaczęliśmy nagrywać filmiki na YouTube’a, ale bardzo długo nie traktowaliśmy tego jako biznes. To była i jest nasza zajawka – mówi Paweł Sikora, oficjalnie prezes spółki.

Członkowie ekipy podkreślają jednak, że to właśnie „Ponczek” na początku był najbardziej przedsiębiorczy. Jego tata prowadził sklep spożywczy, a on sam w wieku 18 lat założył działalność gospodarczą do zarabiania na serwerach Counter Strike’a. Przed założeniem spółki to w ramach firmy jego taty odbywały się wszystkie działania biznesowe ekipy WK, czyli Warszawskiego Koksa – bo tak nazwali swój kanał na YouTubie, na którym pokazywali swoje treningi i ich efekty.

Czytaj też: Zaczynali od „Tindera dla sportowców”. Teraz startują z aplikacją do „robienia masy” w podróży, a ich głównym inwestorem jest mąż Ewy Chodakowskiej

Narodziny Dzika. Warszawski Koks „ma pewne ograniczenia”

Pierwsze pieniądze z „zajawki” pojawiły się wraz ze startem kanału w 2012 r., ale były to kwoty rzędu 3 tys. zł miesięcznie.

Przełom nastąpił rok później, gdy na pierwsze zawody zrobili dla siebie kilka koszulek z napisem „Warszawski Koks”. Projekt tak bardzo spodobał się fanom, że pytali o możliwość kupna. I tak ruszyła sprzedaż: wysyłkowo lub wprost z torby treningowej przy okazji zawodów w liczbie kilkudziesięciu sztuk miesięcznie.

– Na początku to były koszulki gotowce, na które dodawaliśmy tylko nadruk. Ale wkrótce zamarzyła nam się lepsza jakość i własna marka odzieży szytej według naszych wytycznych. Inspirowaliśmy się amerykańskim Gym Sharkiem i dlatego zaczęliśmy własną produkcję. Co ciekawe, pierwszą szwalnię uruchomiliśmy w naszej dawnej siłowni w starej suszarni – mówi Robert Orzechowski, wiceprezes WK.

Szukali też nowej nazwy, zdając sobie sprawę, że brand Warszawski Koks „ma pewne ograniczenia”, jeśli chce się myśleć o sprzedaży w całej Polsce. Nowa marka miała więc nazywać się Powear, ale okazało się, że ktoś już ją zarejestrował i początkujący przedsiębiorcy otrzymali pismo przedprocesowe. Przestraszyli się i zmienili nazwę. Stanęło na Dziku, którego wzięli z dowcipnego nadruku na jednej z ich pierwszych koszulek.

– To było odwołanie do kultowych koszulek amerykańskiej marki Animal. Chcieliśmy ją jakoś spolszczyć, więc sylwetkę kulturysty zastąpiliśmy rysunkiem dzika, na tle hasła Dzik, czyli potocznego określenia z języka osób trenujących na siłowni – mówi Paweł Sikora.

Ucząc się na ostatnich doświadczeniach, szybko zarejestrowali nazwę, znaki towarowe i zaczęli rozwijać markę Dzik, pod którą obok ubrań sprzedawali także suplementy i odżywki do treningu. Biznes rozkręcił się na tyle, że w 2016 r. czterej przyjaciele założyli spółkę, w której każdy objął po 25 proc. udziałów. Zarabianie na tzw. merchu, czyli sprzedaży różnych towarów sygnowanych własną marką, skłoniło też ekipę Dzika do rozszerzenia grona odbiorców. W 2017 r. oprócz treści związanych z treningiem zaczęli nagrywać rozrywkę i lifestyle, dzięki czemu zasięgi zaczęły rosnąć.

Czytaj też: Kogo najbardziej cenią 20-latkowie? „To nie zasięgi mają największą siłę”

WK Dzik. Biznes na energetyku

A jednak youtuberzy z ekipy WK Dzik większość pieniędzy zarabiają dziś w realu. Sklep internetowy, w którym sprzedają żywność, suplementy i odzież, odpowiada za ok. 30 mln zł obrotu, a opłaty za wyświetlenia reklam na ich kanałach wideo dodają kolejny milion. Reszta, czyli ponad 80 proc. obrotów, pochodzi ze sprzedaży w sklepach największych sieci handlowych w Polsce. Pod marką Dzik można dziś kupić m.in. batony proteinowe, wafle ryżowe, dietetyczną pizzę i lody. Gros biznesu stanowi jednak napój energetyczny Dzik Energy, którego premiera stanowiła dla firmy cezurę. Podobnie jak w przypadku innych działań ekipy Warszawskiego Koksa, tu również zaczęło się od „zajawki”.

– Wszyscy piliśmy energetyki, głównie amerykańskiej marki, a ponieważ wcześniej w przypadku odzieży i suplementów chcieliśmy robić w Polsce rzeczy równie dobre lub jeszcze lepsze niż za granicą, to pojawił się pomysł własnego napoju energetycznego – mówi Michał Sakowski.

I tu zaczęły się schody. Zlecenie produkcji testowej partii 100 tys. sztuk puszek napoju wydawało się inwestycją przekraczającą możliwości finansowe przyjaciół. Zaczęli szukać inwestora, który wyłożyłby na projekt 500 tys. zł. Jednak rozmowy z dwoma potencjalnymi chętnymi zakończyły się fiaskiem.

– Teraz, gdy widzą, gdzie jesteśmy, pewnie plują sobie w brodę. A dla nas to dobrze, bo mamy pełną kontrolę nad firmą – mówi Michał Owczarzak i dodaje. – Z drugiej strony, dzisiaj rozumiem, dlaczego się wahali. My się wtedy zupełnie nie znaliśmy na takich rozmowach. Nie mieliśmy żadnych analiz ani biznesplanu. Byliśmy grupą obrzępałów, którzy chcieli zrobić energetyka. Nie dziwię się, że nie udało się przekonać inwestorów do naszej wizji.

Czytaj też: „Nie zaczynaj od zarabiania pieniędzy”. Ekspertki radzą, jak zostać twórcą internetowym

Dzik Energy. Drogę przetarły lody Ekipy

W efekcie napój energetyczny Dzik zadebiutował dopiero w 2021 r. I wygląda na to, że to opóźnienie wyszło mu na dobre.

– Miesiąc wcześniej w sklepach pojawiły się lody Ekipa i cały rynek zobaczył, jaki jest potencjał ludzi z YouTube’a. Bardzo pomogło nam, że Friz zrobił wcześniej ten pierwszy krok – przyznaje Paweł Sikora.

Zdaniem Mariana Owerki, założyciela FoodWell, marki tworzone przez influencerów nie mają szczególnej przewagi nad tradycyjnym rynkiem. Dzik należy do tych nielicznych przykładów, które udało się wypromować. Możliwe, że przyczyną było wpisanie się w aktualne trendy.

– Żywność funkcjonalna wsparta proteinami, witaminami, superfoodami, pozwalająca na konsumpcję jak najszerszej grupie, czyli także bez laktozy czy glutenu, oraz oparta o niepowtarzalne smaki, jak truskawka, malina, pistacja, mango czy czekolada dubajska, to przyszłość – twierdzi Owerko.

Już pierwszego dnia konieczne okazało się kilkukrotne zwiększenie zamówień u producentów. Od tego czasu zaczęły się dynamiczne wzrosty obrotów. W przeciwieństwie do lodów Ekipa, youtuberzy z WK Dzik postawili bowiem na stałą obecność w sieciach handlowych. Cały czas rozwijali też portfolio smaków napoju oraz inne kategorie produktów spożywczych. Ich wspólnym mianownikiem jest skład dopasowany do potrzeb osób trenujących na siłowni. Wprowadzanie zdrowszych alternatyw stanowi element misji, którą kierują się założyciele spółki.

– Przyświeca nam idea, żeby każdy produkt z Dzikiem kojarzył się ze zdrowszym wyborem niż inne z tej samej kategorii. Nasze napoje energetyczne, lody i batony proteinowe nie zawierają cukru, chipsy mają mniej tłuszczu, a nawet pizza mrożona od Dzika ma w składzie 50 g białka i 6 g tłuszczu, czyli mniej więcej tyle, co serek wiejski. Te produkty nie rozwalają diety – zapewnia Owczarzak.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo:

WK Dzik. Plany na przyszłość

Pytani o największe wyzwania, które stoją przed spółką, właściciele odpowiadają zgodnie, że jest nim poprawa dystrybucji i zwiększenie dostępności. Dzik Energy znajduje się w Top 5 marek wśród energetyków i rośnie szybciej od rynku, ale wciąż nie jest powszechnie dostępny, np. na stacjach benzynowych.

2025 rok ma być również czasem rozwinięcia kategorii suplementów i wprowadzenia ich szerzej do sieci handlowych. WK Dzik rozważa też wyskalowanie marki odzieżowej i produkcję w Azji. Te plany mogą ziścić się już w przyszłym roku. Jednak projektem, o którym mówią najchętniej, są ogólnodostępne zewnętrzne siłownie Dzika, których powstało już 10 w całym kraju.

– To, co odróżnia je od innych siłowni pod gołym niebem, to profesjonalne sprzęty, na których można regulować obciążenie. To siłownie dla każdego, nie tylko dla młodzieży – mówi Paweł Sikora.

Siłownie uruchamiane są razem z partnerami, najczęściej samorządem, i udostępniane za darmo. Kiedy zadaję pytanie, czy nie myśleli o zarabianiu na siłowni pod własną marką, słyszę odpowiedź, że na szczęście szybko porzucili ten pomysł.

– Uruchomienie siłowni wymaga ogromnych nakładów, które w najlepszym razie zwrócą się po kilku latach. Inwestycja w energetyk zarobiła na siebie w kilka godzin – mówi Sikora.

Czytaj też: Jako 19-latek rozwoził pizzę. Dziś jest jednym z najmłodszych miliarderów na świecie

🧠 Pro Tip

Skip the extension — just come straight here.

We’ve built a fast, permanent tool you can bookmark and use anytime.

Go To Paywall Unblock Tool
Sign up for a free account and get the following:
  • Save articles and sync them across your devices
  • Get a digest of the latest premium articles in your inbox twice a week, personalized to you (Coming soon).
  • Get access to our AI features

  • Save articles to reading lists
    and access them on any device
    If you found this app useful,
    Please consider supporting us.
    Thank you!

    Save articles to reading lists
    and access them on any device
    If you found this app useful,
    Please consider supporting us.
    Thank you!