Wybory prezydenckie nie są jeszcze rozstrzygnięte, ale od momentu ogłoszenia wyników exit poll w niedzielę widać, że Rafałowi Trzaskowskiemu będzie trudniej je wygrać niż wydawało się to jeszcze w piątek przed pierwszą turą. W tej sytuacji naturalnie pojawiają się pytanie, czy i gdzie w kampanii prezydenta Warszawy popełniono błąd. Na przykład: czy widoczny od początku kampanii zwrot w prawo nie był właśnie nim.
Jednym z kluczowych momentów kampanii była debata w Końskich, gdzie Karol Nawrocki wręczył Trzaskowskiemu tęczową flagę, a ten schował ją pod pulpit, przy którym stał – skąd zabrała ją Magdalena Biejat, oświadczając, że ona się flagi LGBT i związanych z nią wartości nie wstydzi. Ta scena była symboliczna, bo w zasadzie cała kampania Trzaskowskiego skupiała się na chowaniu tęczowej flagi.
Trzaskowski nie mówił zbyt wiele w kampanii o prawach kobiet, o prawach mniejszości prawie nic. Nie chwalił się tym, że Warszawa jest różnorodnym, otwartym miastem, gdzie obok siebie mogą żyć osoby o różnym pochodzeniu, wartościach, stylach życia.
Zamiast tego spotykał się z Zenkiem Martyniukiem, kołami gospodyń wiejskich, objeżdżał powiaty, mówił o patriotyzmie gospodarczym i bezpiecznych granicach. Przypominał w tej kampanii Pana Młodego z "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego – młodego człowieka z dobrej, krakowskiej rodziny z rodzinnym nagrobkiem na Cmentarzu Rakowickim, przebierającego się w chłopski strój i zachwalającego krzepę "chłopa-Piasta".
Można zrozumieć, czemu sztab Trzaskowskiego obrał taki kierunek. Poza Kwaśniewskim wybory prezydenckie w Polsce zawsze wygrywali konserwatywni politycy. O wyniku rozstrzygają mniejsze miasteczka i wsie, często patrzące na to, co dzieje się w Warszawie z co najmniej daleko posuniętą rezerwą. Jednocześnie ta strategia od początku miała swoje ryzyka i koszty, i można zastanawiać się, czy nie zaczęły się one właśnie materializować.
Pierwszy koszt to demobilizacja progresywnego elektoratu. Na początku roku wydawało się, że Trzaskowski już w pierwszej turze weźmie większość elektoratu Nowej Lewicy, która znów zaliczy w wyborach prezydenckich podobny blamaż jak w 2015 i 2020 r., gdy Magdalena Ogórek i Robert Biedroń zebrali poparcie na poziomie 2,2 proc.
Jak wiemy, stało się inaczej, trzej kandydaci lewicy zdobyli ponad 10 proc. Stało się tak nie tylko dzięki bardzo dobrej kampanii Adriana Zandberga i Magdaleny Biejat, ale także dzięki temu, że Trzaskowski całkowicie odpuścił progresywny elektorat, nie przedstawił w kampanii, choćby jednego, skierowanego do podobnych wyborców mocno wybrzmiewającego postulatu. Gdy w zamian za wyciszenie takich treści sięgnął po nowych wyborców z centrum i prawicy, to miałoby to polityczny sens. Niestety, poparcie prezydenta Warszawy w pierwszej turze – równe mniej więcej obecnemu poparciu KO – nie wskazuje, by to się udało.
Przy tym, o ile w pierwszej turze Trzaskowski mógł odpuścić sobie wyborców progresywnych, to w drugiej musi ich maksymalnie zmobilizować. A po kampanii, gdzie w ciągu kilku miesięcy prezydent Warszawy nie zaoferował im prawie nic, może być o to trudno.
Oczywiście, większość progresywnych wyborców, widząc, jaka jest alternatywa, poprze 1 czerwca Trzaskowskiego. Prezydent Warszawy potrzebuje jednak maksymalnej mobilizacji po tej stronie – w tym tych wyborców i wyborczyń, którzy rozczarowani tym, że działania rządu Tuska blokuje weto konserwatywnego PSL, w ogóle nie poszli do pierwszej tury. Po tym, jak bardzo w konserwatywną stronę wychyliła się kampania Trzaskowskiego w pierwszej turze, w drugiej będzie to trudne.
Ze zwrotem Trzaskowskiego ku konserwatywnemu centrum jest jeszcze problem: z autentycznością. Trzaskowski w swojej ludowo-konserwatywnej wersji wypada po prostu mało przekonująco jak aktor obsadzony w roli zupełnie sprzecznej z jego fizycznymi warunkami i temperamentem.
Tymczasem od ponad dekady najważniejszą walutą w polityce jest autentyczność. Wyborcy mają dość polityków wyglądających jak marketingowe produkty, wypreparowane przez sztaby na podstawie rozległych badań opinii publicznej i stawiają na polityków przekonujących surową autentycznością. Zarówno prawicowych – jak Trump czy Javier Milei – jak i lewicowych, takich jak Bernie Sanders czy Jeremy Corbyn.
Także w naszej kampanii prezydenckiej w pierwszej turze widać było mocną falę, niosącą "wkurzonych facetów szczerze mówiących jak jest". Zbudowali się na niej tak różni kandydaci, jak z jednej strony Grzegorz Braun i Sławomir Mentzen, z drugiej Adrian Zandberg. Trzaskowski i jego kampania zupełnie nie wpisują się w ten model uprawiania polityki, rozmijają ze stojącą za nim i zyskującą coraz większe społeczne znaczenie emocją.
Oczywiście, to samo można powiedzieć o Nawrockim. Prezes IPN też został od początku do końca politycznie ulepiony przez sztabowców PiS. Po blisko pół roku kampanii trudno właściwie powiedzieć, jakie ma poglądy, zwłaszcza w takich kwestiach jak podatki, gdzie raz potrafi się zgodzić z Mentzenem, a raz z Zandbergiem. A jednocześnie kostium, jaki uszyła Nawrockiemu Nowogrodzka wydaje się lepiej pasować do jego warunków niż ukonserwatywniony wizerunek do Trzaskowskiego.
Jednocześnie Trzaskowski nigdy nie mógł do końca odpuścić bardziej konserwatywnego elektoratu. Podobnie jak koalicja 15 października musiał zgromadzić w drugiej turze bardzo szerokie spektrum wyborców. Czy stawiając na początku na centroprawicowy zwrot, dobrze to rozegrał? Okaże się 1 czerwca.
Przy tym być może nawet bardziej niż zbyt konserwatywny wizerunek prezydentowi Warszawy ciąży relacja z rządem, który w opinii wielu jego wyborców sprzed prawie dwóch lat nie spełnił pokładanych w nim nadziei i nie dowiózł kluczowych obietnic. Choć prezydent stolicy nie zasiada w rządzie, to druga tura będzie referendum nad rządami Tuska – i jeśli opinia społeczna zmobilizuje się przeciw obecnej koalicji, to nawet najlepsza kampania Trzaskowskiego niewiele by pomogła.
Na pewno teraz za późno na gwałtowne zmiany kampanijnego przekazu. Prezydent Warszawy musi wykorzystać każdy dzień, by uruchomić rezerwy niegłosujących w pierwszej turze wyborów koalicji 15 października, zarówno te progresywne, jak i bardziej zachowawcze, a przy okazji zdemobilizować elektorat Mentzena. Nie będzie łatwo, mimo wszystkich problemów, jakie w swojej drużynie stwarza Karol Nawrocki i jego bogata przeszłość.
If you often open multiple tabs and struggle to keep track of them, Tabs Reminder is the solution you need. Tabs Reminder lets you set reminders for tabs so you can close them and get notified about them later. Never lose track of important tabs again with Tabs Reminder!
Try our Chrome extension today!
Share this article with your
friends and colleagues.
Earn points from views and
referrals who sign up.
Learn more