Plusy i minusy życia w Tajlandii. "Jako matka żyję tu bez stresu"


A Swiss mother shares her experience of raising a child on Koh Samui, highlighting the relaxed lifestyle and cultural differences compared to Switzerland.
AI Summary available — skim the key points instantly. Show AI Generated Summary
Show AI Generated Summary

Tekst powstał na podstawie rozmowy z Sandy Cacchione, 41-letnią Szwajcarką wychowującą córkę na tajskiej wyspie Koh Samui. Kobieta jest również założycielką mate.travel – platformy poświęconej podróżom i organizacji wydarzeń w konkretnych miejscach. Tekst został zredagowany i skrócony dla przejrzystości.

Z mężem poznaliśmy się w 2009 r. na popularnej wyspie nurkowej w Tajlandii. Ja byłam na wakacjach, on w trakcie rocznej podróży po świecie zatrzymał się tam, żeby zrobić kurs divemastera. Po półtora roku związku na odległość zdecydowaliśmy się wrócić razem na Koh Tao i podjąć pracę w tym samym centrum nurkowym, w którym się poznaliśmy. Wyspa leży w Zatoce Tajlandzkiej, niedaleko Koh Samui – wystarczy krótki rejs promem.

Mąż został instruktorem nurkowania, ja zaczynałam jako operatorka kamery pod wodą, a później sama zdobyłam uprawnienia instruktorskie. Pięć lat później wzięliśmy ślub. Kochaliśmy Koh Tao, ale dojrzeliśmy do tego, żeby się ustatkować. Marzyliśmy o dziecku, a Koh Samui – znacznie większa wyspa – dawała nam wszystko, czego potrzebowaliśmy: spokojny rytm życia na wyspie i dostęp do cywilizacji. Są tu szkoły, szpitale, kino, centrum handlowe i lotnisko.

Kiedy byłam w ciąży, moja mama przeprowadziła się na Samui, by być bliżej wnuczki. Nasza córka urodziła się w 2020 r., dziś ma pięć lat i chodzi do międzynarodowego przedszkola na wyspie.

Codzienność w swoim tempie

Zwykle odprowadzam córkę do przedszkola przed 9 rano i odbieram ją między 15:30 a 16. To późno – najwcześniej mogłaby zacząć zajęcia o 8:30 – ale nie lubimy porannego pośpiechu.

Chodzi do placówki inspirowanej metodą Montessori, która realizuje brytyjski program nauczania.

W Szwajcarii szkoła zaczyna się zwykle o 8 rano, więc dzieci muszą wstawać znacznie wcześniej. W południe wracają do domu na obiad, a godziny zajęć w różnych klasach się nie pokrywają.

Kiedy odwiedzałam koleżankę w Szwajcarii, jej dwoje dzieci miało zupełnie różne pory lunchu. Trudno to pogodzić – cały dzień kręci się wokół grafiku dzieci. Tam wiele dzieci chodzi też na mnóstwo zajęć dodatkowych. Jako matka pewnie czułabym presję, żeby też coś zorganizować mojej córce.

Sandy Cacchione z rodziną | Sandy Cacchione (archiwum prywatne)

Na Koh Samui takie zajęcia też są, ale nikt nie zagląda ci w kalendarz. Nie ma komentarzy w stylu: "Twoja córka nie chodzi na balet?". Atmosfera jest życzliwa i nikt nikogo nie ocenia.

Zobacz także: Czułam się uwięziona w korporacji. Wyprowadzka do Tajlandii zmieniła wszystko

Tu nie trzeba udawać idealnej mamy

Social media w Tajlandii to raczej przestrzeń dla podróżników i ludzi, którzy szukają wolności, nie lajków za perfekcyjny obiad. Nie ma tu narracji: "patrzcie, jak świetnie sobie radzę jako matka".

Nawet w przedszkolu córki dzieci od początku uczą się akceptacji. Mają kontakt z różnymi kulturami i różnorodnością.

Ludzie mieszkający na Samui są otwarci. Większość z nich wcześniej mieszkała w innych krajach – rzadko kiedy to ich pierwszy przystanek.

Rodzinnych miejsc brakuje

Zdarza się, że córka ogląda filmiki na YouTube, gdzie dzieci bawią się w parkach i pyta: "Mamo, pójdziemy do parku?". A ja muszę jej odpowiedzieć: "Tu nie ma parków". Są sale zabaw pod dachem, ale zadbanych placów zabaw na świeżym powietrzu, jak w Szwajcarii, właściwie nie ma.

Trudno też o spontaniczne wyjścia z dziećmi. Trzeba dokładnie wiedzieć, gdzie i z kim się umówić. Dla nastolatków wyspa jest jeszcze bardziej wymagająca – wielu z nich włóczy się po galerii handlowej, bo nie mają innych opcji.

Poruszanie się pieszo jest trudne – jest gorąco, brakuje chodników, nie ma komunikacji publicznej, jak autobusy czy metro. Ruch bywa niebezpieczny, więc nigdy nie pozwoliłabym córce jeździć tu na skuterze.

Sandy Cacchione | Sandy Cacchione (archiwum prywatne)

Moje dziecko może po prostu być dzieckiem

To miejsce jest bardzo przyjazne dzieciom. Wszędzie jest przestrzeń, można biegać, nikt nie ucisza maluchów w restauracjach. Mieszkamy w górach, ok. 10 minut jazdy od głównej drogi. Nie ma tu ruchu ulicznego, a z naszego domu widać dolinę i kawałek morza.

Jest cicho i spokojnie – nawet rano. Jeśli spóźnimy się z odprowadzeniem córki o 10 minut, nikt nie robi z tego problemu.

Jako matka czuję, że żyję tu bez stresu.

Powyższy tekst jest tłumaczeniem z amerykańskiego wydania Business Insidera

Was this article displayed correctly? Not happy with what you see?

Tabs Reminder: Tabs piling up in your browser? Set a reminder for them, close them and get notified at the right time.

Try our Chrome extension today!


Share this article with your
friends and colleagues.
Earn points from views and
referrals who sign up.
Learn more

Facebook

Save articles to reading lists
and access them on any device


Share this article with your
friends and colleagues.
Earn points from views and
referrals who sign up.
Learn more

Facebook

Save articles to reading lists
and access them on any device