Duda przesadził na konwencji Nawrockiego. "Takie zachowanie nie przystoi prezydentowi" - Newsweek


President Duda's strongly polarizing speech at Nawrocki's convention in Łódź, supporting the PiS candidate, is analyzed, along with the strategic implications for both the PiS and the opposition.
AI Summary available — skim the key points instantly. Show AI Generated Summary
Show AI Generated Summary

Kandydat KO pozostaje co prawda sondażowym liderem, a jednocześnie jego kampania – do tej pory nudna, niespektakularna, ale solidna i realizująca swoje cele – wyraźnie złapała zadyszkę. Sztab prezydenta Warszawy na własne życzenie wszedł na minę w Końskich i od tego czasu ciągle nie odzyskał narracyjnej inicjatywy.

Niedzielna konwencja Nawrockiego w Łodzi miała wyraźnie na celu utrzymanie korzystnej passy kandydata PiS. Partia uznała, że najlepiej będzie to zrobić sklejając jeszcze silniej Nawrockiego z PiS i podkręcając polaryzację w kontrze do PO, tak by jak najbardziej zmobilizować swój wierny elektorat.

Duda dmie w polaryzacyjne trąby

Konwencja zaczęła się mocno: od przemówienia prezydenta Dudy. Obecny prezydent przeciął w ten sposób spekulacje co do tego, kogo popiera w tych wyborach i jednoznacznie opowiedział się po stronie kandydata PiS. Duda wygłosił bardzo silnie polaryzujące przemówienie. Choć zaczął od socjalnego i modernizacyjnego dorobku PiS, to bardzo szybko przeszedł do frontalnego ataku na rządy Tuska.

Powtórzył wszystkie najcięższe zarzuty, jakie PiS wysuwa pod adresem obecnej rządowej większości w zasadzie od momentu, gdy 13.12. przejęła władzę. "Uśmiechnięta Polska" – grzmiał prezydent Duda – "siłą przejęła media publiczne", "nielegalnie" usunęła prokuratora krajowego i powołała jego zastępcę bez jakiejkolwiek podstawy prawnej", "prześladuje" opozycję, "kobiety wykonujące biurową pracę" traktując jak przestępców, a wreszcie "bezprawnie" pozbawiła środków największą partię opozycji.

Wielu wyborców będzie pewnie oburzonych tym, że urzędujący prezydent włączył się w kampanię wyborczą jednego kandydata. Tym bardziej, że jeszcze w listopadzie Andrzej Duda mówił, że "Prezydent Rzeczpospolitej nie jest od udzielania poparcia któremukolwiek z kandydatów". Ale oburzeni i tak pewnie nie głosowaliby na Karola Nawrockiego. Duda nie mówił do nich, tylko do dziś zdemobilizowanego elektoratu PiS z lat 2015-20, zastanawiającego się czy w 2025 roku warto poświęcić majową i czerwcową niedzielę by zagłosować na prezesa IPN.

— Musicie się zmobilizować tak jak w 2015 i 2020 r. Zrobić rundkę po sąsiadach, odwiedzić znajomych, roznosić materiały wyborcze — wzywał Duda wątpiących. Bo tylko w ten sposób polityka z lat 2015-23, dziedzictwo Lecha Kaczyńskiego będzie kontynuowane. Co więcej – straszył prezydent – jeśli wyborcy PiS się nie zmobilizują, jeśli nie będzie wysokiej frekwencji i milionów głosów oddanych na Nawrockiego, to wybory będą zagrożone przez "matactwa, cynizm i draństwo tej drugiej strony". Innymi słowy, urzędujący prezydent, najwyższy urzędnik państwowy, zarzucił rządowi, nie przedstawiając żadnych dowodów, że chce wypaczyć wyborczy proces. Takie zachowanie, nawet jeśli zrozumiałe w kontekście taktyki wyborczej PiS, zwyczajnie nie przystoi prezydentowi i odbiera powagę jego urzędowi.

Do partyjnego elektoratu zwracał się także przemawiający w Łodzi Jarosław Kaczyński, podkreślający, że do zwycięstwa "potrzebne jest stuprocentowe poparcie naszej formacji". By je zmobilizować Kaczyński straszył, że obecnie rządzący chcą nam zabrać nie tylko demokrację, ale nawet niepodległość.

Czy sklejenia Nawrockiego z PiS to faktycznie najlepszy pomysł?

PiS w pierwszych miesiącach kampanii starał się zbudować fikcję Nawrockiego jako "kandydata obywatelskiego", tylko wspieranego przez PiS. Sam jednak zaczął się wycofywać z tej narracji, gdy przekonał się, że nie tylko nie pozwala ona dotrzeć Nawrockiemu do nowych, niechętnych PiS wyborców, ale też utrudnia mu zebranie poparcia wiernych wyborców partii. Na plakatach Nawrockiego pojawiła się więc informacja, że to kandydat popierany przez PiS, a kampania coraz częściej podkreślała to w swoim przekazie.

Konwencja w Łodzi ostatecznie skleja Nawrockiego z partią – i to klejem o przemysłowej sile. Pozycjonuje go jako następcę Andrzeja Dudy i kontynuatora rządów Szydło i Morawieckiego. Całe kosztowne – zwłaszcza dla partii pozbawionej dotacji – wydarzenie da się ograniczyć do jednego komunikatu: to jest nasz kandydat, przez nas popierany i przez następny miesiąc z hakiem musimy wszyscy gryźć trawę by wygrał. Sam Nawrocki w zamykającym konwencję swoim wystąpieniu też podkreślał związki z partią i prezydentem Dudą, którego nazwał "ostatnią twierdzą normalności" w realiach "demokracji warczącej". Stwierdził też – chyba średnio zręcznie – że jest "decyzją Jarosława Kaczyńskiego".

Takie sklejenie Nawrockiego z PiS ma na celu przede wszystkim mobilizację wokół niego elektoratu partii – nie tylko obecnego, ale też tego, który odpłynął od partii, często wybierając polityczną bierność, w ostatnich latach. Niesie też jednak ze sobą pewne polityczne ryzyko.

PiS chciał zmienić wybory prezydenckie w referendum wokół rządu Tuska, co biorąc pod uwagę kiepskie społeczne nastroje i rozczarowanie wyborców partii tworzących rząd, nie jest najgorszym pomysłem. Im silniej Nawrocki będzie jednak sklejony PiS, tym łatwiej będzie sztabowi Trzaskowskiego przedstawić wybory nie jako referendum nad rządami Tuska, ale nad całym dziesięcioletnim okresem dominacji PiS na polskiej scenie politycznej, nad epoką, która zaczęła się od pierwszego zwycięstwa Dudy w 2015 roku, a teraz może skończyć się klęską popartego przez niego następcy.

Polaryzacja służy obu stronom

Nawrocki w swoim wystąpieniu także szedł w mocno polaryzujący przekaz. Straszył, że zwycięstwo Trzaskowskiego i "domknięcie systemu" oznacza "koniec Polski, jaką znamy". Że Tusk i jego ludzie odbiorą Polakom ich historię, skłóca nas ze Stanami, będą prowadzić politykę zgodną z interesami "Sorosa i niemieckich fundacji", zaleją wreszcie Polskę migrantami, którzy w końcu "zaczną biegać z nożem po placach zabaw". Tak jak cała konwencja mówił wyłącznie do silnie zideologizowanego, mocno prawicowego elektoratu. Tylko w kilku zmianach odniósł się do kwestii bytowych i spraw socjalnych, mogących zainteresować socjalny elektorat PiS, kluczowy dla jego zwycięstw w 2019 i 2020 roku.

Nawrocki nie wypadł źle, nie był jak na siebie jakoś szczególnie drewniany, jego wystąpienie miało dobre tempo i pewną retoryczną energię. Niczym w nim jednak nie błysnął, nie powiedział niczego, co na dłużej byłoby zapamiętane, widać było, że do Andrzeja Dudy w sztuce wiecowej cały czas sporo mu jeszcze brakuje.

Pytanie więc, na ile Nawrocki ze swoimi politycznymi umiejętnościami poradzi sobie z obsługą mobilizacji, którą próbuje rozkręcić popierająca go partia. I czy jeśli sobie nie poradzi, na mobilizacji nie skorzysta druga strona.

Bo podgrzewając polaryzację, PiS powinien też pamiętać, że służy ona obu stronom. Im radykalniejszy będzie przekaz kampanii Nawrockiego (a narracja o Tusku prześladującym opozycję, gotowym posunąć się do "matactwa" w wyborach czy likwidującym polską suwerenność na niemieckie zlecenie jest bardzo radykalna), tym bardziej przestraszy i zmobilizuje się druga strona — zwłaszcza w drugiej turze.

🧠 Pro Tip

Skip the extension — just come straight here.

We’ve built a fast, permanent tool you can bookmark and use anytime.

Go To Paywall Unblock Tool
Sign up for a free account and get the following:
  • Save articles and sync them across your devices
  • Get a digest of the latest premium articles in your inbox twice a week, personalized to you (Coming soon).
  • Get access to our AI features

  • Save articles to reading lists
    and access them on any device
    If you found this app useful,
    Please consider supporting us.
    Thank you!

    Save articles to reading lists
    and access them on any device
    If you found this app useful,
    Please consider supporting us.
    Thank you!