Ani klasa średnia, ani bogacze. Sprawdź, czy jesteś "Henrykiem"


This article explores the concept of 'HENRY' (High Earner, Not Rich Yet) in Poland, examining income levels, lifestyle challenges, and tax implications faced by high earners who aren't yet wealthy.
AI Summary available — skim the key points instantly. Show AI Generated Summary
Show AI Generated Summary

Kim jest "Henryk" — czy raczej HENRY? To skrótowiec od angielskiego "High Earner, Not Rich Yet" — a zatem w dosłownym tłumaczeniu osoba dobrze zarabiająca, ale jeszcze nie bogata. Przyjął się w krajach anglosaskich, ale może doskonale obrazować klasę zamożnych mieszkańców Polski — którzy zarabiają dużo więcej niż typowa klasa średnia — ale na pewno do bogactwa im daleko.

Wyjaśniamy, kto może się poczuć polskim "Henrykiem" — i ile trzeba zarabiać, by się nim można nazywać.

Termin HENRY nowy nie jest — po raz pierwszy pojawił się w amerykańskim magazynie "Fortune" już w 2003 r. Autor artykułu przyjrzał się wówczas rosnącej klasie ciężko pracujących, wpływowych osób, którzy jednak zarabiali zbyt mało, by czuli się bogaczami. Czemu w ogóle amerykańskim HENRY-m poświęcano w mediach tyle uwagi? Politycy uwielbiali — i uwielbiają — dociskać ich fiskalnie oraz nazywać ich bogaczami czy zgniłymi elitami. Nakładane są na nich często niezwykle wysokie podatki — czasem wyraźnie wyższe niż na klasę średnią. Mają więc nad sobą szklany sufit — chcieliby więcej zarabiać, ale przez konstrukcje systemów podatkowych paradoksalnie często im się to zwyczajnie nie opłaca.

Oto polski "Henryk", oto polska "Henryka"

Ale czy w Polsce w ogóle jest sens mówienia o "Henrykach? Sprawdźmy.

Definicje są różne, natomiast w USA zwykle mówi się, że to gospodarstwa domowe, w których roczny dochód wynosi od 250 do 500 tys. dol. — czyli od 940 tys. do niemal 1,9 mln zł. Porównywanie polskich realiów do tych amerykańskich wydaje się jednak dość karkołomne — zarobki są inne, inaczej funkcjonuje u nas system zdrowotny czy emerytalny.

Ale o HENRY-ch mówi się też w kontekście brytyjskim. Tam w ten sposób określa się osobę z sześciocyfrową pensją roczną — a więc minimum 100 tys. funtów (a to ok. pół mln zł). Przeciętne wynagrodzenie roczne na Wyspach wynosi tymczasem nieco ponad 37 tys. funtów. Można więc powiedzieć, że Henryk z Wysp zarabia 270 proc. przeciętnego wynagrodzenia.

To można już przenieść na nasze realia. Średnie miesięczne wynagrodzenie brutto w gospodarce narodowej w 2024 r. wyniosło według GUS ok. 8181 zł. Biorąc pod uwagę "brytyjski" przelicznik, polski Henryk czy polska Henryka musi zarabiać miesięcznie przynajmniej 22 tys. zł brutto.

Na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że mało kto tyle zarabia. Z danych GUS w październiku 2024 r. najlepiej opłacaną branżą była w Polsce informacja i komunikacja — ale tam przeciętne miesięczne wynagrodzenie wyniosło trochę ponad 15 tys. zł. Biorąc to pod uwagę, polskim "Henrykiem" nie jest więc nawet statystyczny pracownik najlepiej wynagradzanej branży.

Wróćmy jednak do naszego rozmówcy, Jacka z Poznania. — Czy jestem "Henrykiem?" Prawie, zarabiam ok. 21 tys. zł brutto — opowiada. Na rękę jednak jest to niecałe 15 tys. zł. Jak opowiada nasz rozmówca, gdy mówi on w swoich rodzinnych stronach (powiatowe miasto na Pomorzu Zachodnim) o zarobkach, widzi mieszankę podziwu i zazdrości. Szybko zaczynają się pytania "no to kiedy się budujesz".

— I mam coraz większy problem z takimi pytaniami. Moja rodzina i znajomi zwyczajnie nie wiedzą, ile kosztuje życie w Poznaniu — i że domu z moją pensją to się raczej nie kupi. Wydatków mam co niemiara — prywatna szkoła dla dzieci kosztuje majątek, do tego kredyt. Mam zamożnych klientów, więc muszę się też dobrze ubrać, z tego samego powodu nie mogę też jeździć starym golfem... — wylicza nasz rozmówca.

Jacek przyznaje, że terminu "Henryk" nigdy wcześniej nie słyszał — ale dobrze on obrazuje jego sytuację. Dodaje, że jego klienci — głównie przedsiębiorcy czy "C-Level" (a zatem członkowie zarządów dużych firm), często mu współczują. Na przykład, gdy pytają, gdzie spędza wakacje. On może sobie pozwolić najwyżej na Turcję czy na Egipt, jego klienci zaliczają kolejne najbardziej egzotyczne destynacje. I potrafią wydać dziesiątki tysięcy złotych na jeden wyjazd.

Polskie "Henryki" wymykają się statystykom

Nasz rozmówca podkreśla, że w małym mieście jego pensja może się wydawać "wręcz królewska". W Poznaniu — który w końcu nie jest najdroższym polskim miastem — pozwala na komfortowe życie "z plusem". Tym "plusem" dla singla może być luksusowy samochód czy dalekie wyjazdy. Rodzinne "Henryki" często z kolei inwestują w większe mieszkania czy edukację dzieci. Jedni i drudzy inwestują też — czy myślą o inwestycjach — w nieruchomości, kryptowaluty, akcje... — Na zbytki nie mamy jednak tyle pieniędzy, ile mogłoby się wydawać — dodaje Jacek.

Gdzie pracuje zatem polski "Henryk"? Intuicyjną odpowiedzią może być sektor IT. GUS traktuje kategorię informacja i komunikacja dość szeroko, w samej branży wysokich technologii zarabia się jednak więcej, niż pokazują ogólne statystyki. Bardzo często "Henryki" z IT nie mają etatów, a raczej działalności gospodarcze. Jak wynika z analiz serwisu No Fluff Jobs, średnie wynagrodzenie w branży osób na B2B wynosi od 15 do 21,8 tys. zł bez VAT.

Jeśli chodzi o umowę o pracę, w IT średnie zarobki brutto wynoszą z kolei od 11 do 17 tys. zł. Pracując w tym sektorze, zostanie "Henrykiem" nie jest więc takie trudne — nawet na etacie. Można awansować raz czy dwa — albo wyspecjalizować się w którejś z pożądanych dziedzin jak AI czy cyberbezpieczeństwo. Z raportu firmy Antal z zeszłego roku wynika, że inżynierowie ds. bezpieczeństwa IT zarabiają u nas zwykle brutto od 19 do 26 tys. zł. "Henryków" wśród nich więc jest całkiem sporo.

Zobacz także: Koniec programistów? "To odważna teza" [WYWIAD]

Nie trzeba oczywiście działać w IT, by być "Henrykiem". Typowym przedstawicielem tej klasy są też chociażby lekarze. Średnie wynagrodzenie medyka ze specjalizacją wynosi 28,7 tys. zł. Już na stosunkowo wczesnym etapie kariery lekarz może załapać się do omawianego grona.

Barierę 22 tys. zł brutto można rzecz jasna przekroczyć w wielu innych miejscach, na przykład w "nietechnologicznych" korporacjach — chociażby usługowych, handlowych czy produkcyjnych. Tu już wiele zależy od skali działalności czy od sektora. Nieraz na "henrykowską" pensję mogą liczyć już cenieni specjaliści, czasem — tylko członkowie zarządów. Rzecz jasna często polskie "Henryki" są przedsiębiorcami. Nieraz prowadzą nieźle prosperujące firmy, a czasem wybierają jednoosobowe działalności ze względu na korzyści finansowe — na przykład leasing nowego auta.

"Henryków" jest coraz więcej — i ten trend raczej się utrzyma przez najbliższe lata. Do końca tego roku wynagrodzenia będą rosły o 6-8 proc. — a zatem populacja świetnie zarabiających, ale nie bogatych będzie się jeszcze długo poszerzać.

Definicja HENRY-ego, a tym bardziej "Henryka" jest nieostra — dlatego zatem trudno powiedzieć, gdzie są jego górne widełki — i ile trzeba zarabiać, żeby już być naprawdę bogatym. Jacek ma swoją definicję. Mówi, że dla niego osoba bogata nie ma żadnych kredytów na własne potrzeby — to znaczy na dom czy samochód, nie musi też zapożyczać się na przykład na wakacje. Przedstawiciele omawianej grupy — czy to w Polsce, czy w USA — kredyty zwykle mają. Definicja Jacka ma więc sens — naprawdę bogaty człowiek nie musi się przejmować tym, że np. utrata pracy czy choroba bliskich sprawi, że nie będzie miał na ratę. A "Henryk" się tym przejmuje. Może więc zarabiać dużo więcej niż przedstawiciel klasy średniej, ale jego pragnienia i obawy są w gruncie rzeczy tożsame.

A co różni "Henryka" polskiego i anglosaskiego? Już na początku wspomnieliśmy, że termin powstał w amerykańskich mediach — i kwestia HENRY-ch była naświetlona, by zwrócić uwagę na klasę dobrze zarabiających pracowników, którzy są "dociskani" przez polityków jako symbol elity. Elitą finansową do końca nie są — ale naprawdę bogatych ludzi politycy zwykle nie "dociskają" — bo ci mają mnóstwo metod, by uciec ze swoimi pieniędzmi przed fiskusem. Dlatego anglosascy "Henrykowie" wcale nie mają lekko pod względem podatkowym.

Londyński "The Economist" stwierdził ostatnio nawet, że są w Wielkiej Brytanii najbardziej zapomnianą przez rządzących klasą społeczną. Niższe warstwy mogą bowiem liczyć na liczne ulgi i zapomogi. "Prawdziwa" klasa średnia ma z fiskusem trochę gorzej, ale też nie może narzekać na dodatki czy ulgi. A "biedni" HENRY? Niby są uprzywilejowani, ale tak naprawdę rzeczywistość jest dużo bardziej skomplikowana. "Economist" pisał, że biorąc pod uwagę różne rodzinne ulgi podatkowe, londyńskiemu "Henrykowi" z dwójką małych dzieci opłaca się bardziej zarabiać 99,9 tys. funtów rocznie niż 149 tys.

Polscy "Henrykowie" doskonale znają takie absurdy. Słynny "Polski Ład" uderzał w dużej mierze właśnie w nich — a jego zasady nie były zbyt jasne. Z kolei retoryka ówczesnej władzy często robiła z nich wrogów ciężko pracujących ludzi z niższych klas. Ostatnio coś się zaczęło zmieniać — wskazują na to chociażby planowane zmiany w składce zdrowotnej. Jacek przyznaje — już nie czuję, że władza jest mu wroga, ale też nie ma poczucia, że daje mu jakieś "prezenty". I też na nie nie liczy — wie, że to, czy dołączy do klasy naprawdę zamożnych, zależy od niego samego, a nie od polityków. Polscy "Henrykowie" nie czują też, że system podatkowy hamuje na pewnym poziomie zarobków — jak w Wielkiej Brytanii. Dostępność i popularność jednoosobowych działalności gospodarczych nad Wisłą na pewno działa tu na ich korzyść.

Jacek przyznaje natomiast, że bardzo by chciał pomyśleć o inwestycji w Hiszpanii, a nie o ratach, które zostały mu na przestronne mieszkanie w Poznaniu. Chętnie zamieniłby też swój "masowy" ekspres do kawy Siemensa na taki od Jury — za kilkanaście tysięcy złotych. I to chyba łączy HENRY-ch z różnych stron świata — większość osób jakoś nie może się zdobyć na poważne traktowanie ich problemów. "Czy można współczuć ludziom, który wydają setki funtów na słuchawki czy kupują absurdalnie drogie materace Tempur Elite?" — pytał "Economist".

Autor: Mateusz Madejski, dziennikarz Business Insider Polska

🧠 Pro Tip

Skip the extension — just come straight here.

We’ve built a fast, permanent tool you can bookmark and use anytime.

Go To Paywall Unblock Tool
Sign up for a free account and get the following:
  • Save articles and sync them across your devices
  • Get a digest of the latest premium articles in your inbox twice a week, personalized to you (Coming soon).
  • Get access to our AI features

  • Save articles to reading lists
    and access them on any device
    If you found this app useful,
    Please consider supporting us.
    Thank you!

    Save articles to reading lists
    and access them on any device
    If you found this app useful,
    Please consider supporting us.
    Thank you!